piątek, 31 października 2014

Burza o Heloim

Witajcie!

Jak wszyscy wiemy, dziś wypada 31. października. Dzień, który w Anglii, Irlandii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie od bardzo dawna nazywany jest Halloween. U nas tradycja ta zdaje się stawać coraz bardziej popularna od początku lat 90-tych.

O tym wszyscy wiemy. Chciałbym jednak poruszyć temat niezwykłej nagonki na to święto, którą media katolickie w ostatnich dniach starają się rozkręcić na jak największą skalę. Ale od początku.

Jestem katolikiem, wierzę w Boga, chodzę do kościoła, czytam Pismo Święte. I szczerze nie rozumiem o co to całe halo z Halloween. Dlaczego? Prosty przykład - wraz z pierwszym dniem wiosny, wszystkie polskie dzieci w parach udają się nad rzeczki i tam topią wcześniej przygotowaną Marzannę. Dla przypomnienia: "Marzan(n)a, Mora, Morana, Morena, Marena, Śmiertka, Śmierć, Śmiercicha – słowiańska bogini symbolizująca zimę i śmierć, przez część badaczy uważana za demona. ".

Czy organizuje się takie krucjaty przeciwko topieniu Marzanny?! Przeciw choince, pisankom, Turoniowi, czy Dziadkowi Mrozowi? Nie. Kościół akceptuje te zwyczaje - które wszystkie mają korzenie w pogaństwie - jako lokalny folklor, zabawę nadającą kolorytu szarej rzeczywistości. Pytam więc, dlaczego nie Halloween? Święto, które przygarnęli pod swoje ramiona nasi bracia Protestanci dokładnie w ten sam sposób, co my wyżej wymienione przykłady. Czy nasz kościół katolicki naprawdę musi być zawsze tak zacofany? Czy zmiany w myśleniu, które powinny być wprowadzane tu i teraz, muszę czekać kilka stuleci na zrozumienie (przykład Kopernika i teorii  heliocentrycznej)?

W mojej podstawówce była bardzo miła i otwarta Pani anglistka. Kiedy pierwszy raz wycinaliśmy dynie i ozdabialiśmy nimi szkołę było super! I nie czułem się bynajmniej jak na obrzędzie satanistycznym. Nawet katecheta pomagał...

Kazania niektórych księży coraz bardziej działają mi na nerwy, aż mam ochotę wstać w środku mszy i polemizować z człowiekiem z ambony, który 5 lat swojego życia uczył się w seminarium filozofii i nic z tego nie wyniósł.

Dajcie mi znać co wy o tym myślicie! Zawsze dobrze jest poznać inny punkt widzenia!

Trzymajcie się ciepło w te zimne jesienne dni! :)

PS. Gdyby ktoś miał jakieś obiekcje, "Dziady" Mickiewicza, to jedno wielkie Heloim. :D

czwartek, 30 października 2014

Zbyt dużo, czyli jak przesyt potrafi przytłoczyć

Jak na pierwszy post przystało, pasowałoby się przedstawić. Jestem studentem technicznego kierunku, mam 22 lata, dziewczynę. Mieszkam w jednym z mniejszych miast w Polsce, to takie wsie, w których połowa ludzi się zna, lub słyszy o sobie. No ale jest ratusz.

Mam problem. Ostatnio nie czuję, że wszystko trzyma się kupy, tak jak zwykło się trzymać jeszcze parę miesięcy temu. Zaczynam się bać, ale sam nie wiem czego. Chciałbym żeby było jak dawniej. Myślę, że to przez ludzi. Albo przeze mnie. Po prostu chcę być na siłę przebojowy i przedsiębiorczy, a może najprostszym rozwiązaniem jest zaakceptować, że taki nie jestem. I żyć sobie powolutku...

Zaangażowałem się w kilka inicjatyw, dość rozwojowych i wszyscy mi powtarzają, że to duże szanse dla mojej przyszłości. Co z resztą jest prawdą. Ale ja nie mogę... Nie mogę słuchać, ludzi, którzy kompletnie nic nie rozumieją, nie chcę wpuścić do swoich głów faktu, że nie jestem tylko dla nich, na wyłączność. Rzucę to wszystko. Rzucę, zobaczycie. Żeby być szczęśliwym. Żeby móc wstawać rano i robić tylko te rzeczy, na które mam szczerą ochotę.

Chyba wiem o co chodzi z tym strachem. Jest takie powiedzenie, że im wyżej wchodzisz, tym bardziej boisz się spać. I chyba mam ten "syndrom alpinisty".

Jeśli macie ochotę, to z chęcią was posłucham.
o tu, na dole, w komentarzu...

PS. Chyba jestem chory, boli mnie gardło. Gdzie te czasy, kiedy spędzało się dzień w łóżku z ciepłą herbatą? :)

~apatyczny